„Gdy Jezus przechodził, szli za Nim dwaj niewidomi, którzy głośno wołali: Ulituj się nad nami, Synu Dawida. Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: Wierzycie, że mogę to uczynić? Oni odpowiedzieli Mu: Tak, Panie. Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: Według wiary waszej niech się wam stanie. I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie. Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy”
Wiem, że Jezus jest w Eucharystii. A więc jest bardzo blisko. Często przychodzę do Niego i wołam jak niewidomi z dzisiejszej Ewangelii: Jezu – ulituj się nade mną!
I pada to samo pytanie: „Wierzysz, że mogę to uczynić”? Odpowiedź nie może być inna: „Tak Panie”. Otwieram oczy, a tu nic się nie zmienia, nic się nie dzieje.
Znów wołam, nawet krzyczę, dziwię się, skarżę: no jak to Panie! Przecież proszę! Przecież wołam!
Fakt prosisz, ale czy wierzysz?
Czy poszedłbym roznieść wieść o tym, co Chrystus mi uczynił, po całej okolicy?
Jeżeli mam opory, jeżeli się wstydzę, krępuję, wewnętrznie tłumaczę, że nie wypada innym z butami wiary wchodzić w życie … To czemu się dziwię!
Wszak dzieje się według mojej wiary.
Czyli nic.